Strona główna

wtorek, 19 lipca 2011

Dlaczego nie gram w nowe gry komputerowe

Dawniej, to było lepiej...

"Dawniej, panie, to było lepiej. Trawa była zieleńsza, dziewuchy ładniejsze i chętniejsze. A i gry na te komputery były jakieś lepsze." W ten ton uderza wielu, nie zdając sobie sprawy, że idealizacja przeszłości to typowe zjawisko wynikające z budowy naszego mózgu, albo, jak kto woli, natury ludzkiej duszy. A prawda to chociaż jest? Skądże znowu! Gry się zmieniają, bo świat się zmienia, przemijają jedne trendy, w ich miejsce pojawiają się inne. Rozwój technologii otwiera nowe możliwości: wzrasta moc obliczeniowa komputerów, pojemność dysków twardych, powstają niezwykle rozbudowane kontrolery. Myli się jednak ten, kto sądzi, że gry stają się przez to lepsze albo gorsze. Gry mają zapewniać rozrywkę. Prawda jest taka, że jedynym obiektywnym kryterium jakości gry jest czas, jaki przy niej spędzimy nim nam się znudzi oraz ile razy do niej w przyszłości wrócimy. A w tym względzie z całą pewnością stare gry nie ustępują nowym (pewnie dałoby się nawet dowieść, że je przewyższają, ale nie to jest celem niniejszej notki). Przyjmijmy zatem, że na osi czasu jakość gier pozostaje niezmienna. Dlaczego więc nie gram w nowe gry? Powodów jest wiele, najważniejsze opisuję poniżej.

DRM i inne wynalazki dowodzące, że uczciwość nie popłaca

Tu chyba nie trzeba wiele tłumaczyć. W cenie wielu dzisiejszych gier niebagatelną część zajmują koszty związane z wdrożeniem mechanizmów utrudniających lub wręcz uniemożliwiających kopiowanie. Sęk w tym, że w naszym kraju kopiowanie na własny użytek póki co jest legalne a umieszczanie mechanizmów ograniczających prawo zrobienia kopii bezpieczeństwa jest zabronione. Jestem raczej praworządnym obywatelem i jako taki nie mogę kupować produktu, który łamie prawo. Kolejny aspekt, to taki, że obsługa mechanizmów zabezpieczających potrafi żreć nawet 30% procent mocy obliczeniowej komputera! Wersje pirackie zazwyczaj są uwolnione od tych ograniczeń, ale jako praworządny obywatel nie mogę z kolei korzystać z nielegalnych kopii. A skoro jestem w porządku wobec producenta i wydawcy gry, to w imię czego mam dopłacać do DRMów i innych gówien tego typu? Dlaczego komputer wystarczająco mocny do obsługi danej gry muszę unowocześniać tylko po to, żeby zdołał obsłużyć mechanizmy zabezpieczające?

Wszędobylskie 3D

Wciskanie na siłę grafiki udającej trójwymiarowe środowisko jest kolejnym powodem, dla którego nie gram w nowe gry. Są takie rodzaje gier, w których do komfortowej zabawy potrzebne jest czytelne i jednoznaczne przedstawienie świata gry. Chodzi mi głównie o turowe gry strategiczne, taktyczne, ekonomiczne (bądź łączące wspomniane aspekty w dowolny sposób), aczkolwiek jakby się zastanowić, to pewnie znalazły by się jeszcze inne gatunki. Prawda jest taka, że trójwymiarowa grafika, jakkolwiek urzekająca by nie była, utrudnia rozeznanie w sytuacji. Przykładem są takie serie, jak "Heroes of Might and Magic", czy "Civilization", którym przejście w 3D tylko zaszkodziło (oczywiście czasem inne aspekty tych gier maskują ów defekt z nawiązką, ale nie w tym rzecz). Widok 3D ma sens przy odwzorowaniu 1:1, jak np. na polu walki w serii "Total War", czy FPSach. Jednak w momencie, gdy większy obszar zastępujemy symbolem (np. kilka drzew oznacza las, miasto nie ma wszystkich ulic i budynków tylko jest uproszczoną bryłą) istotna staje się czytelność, w której 3D będzie przegrywało z 2D dopóty, dopóki rozdzielczość ekranu będziemy liczyć w setkach pikseli, a nie w milionach. Wobec powyższego na marginesie tylko przypomnę, że najładniejsze pod względem estetycznym gry są to zazwyczaj produkcje z ręcznie malowanymi tłami.

Anormalne wymagania sprzętowe

Między innymi ze zjawiskami opisanymi w powyższych dwóch akapitach wiążą się horrendalne wymagania sprzętowe wielu nowoczesnych produkcji. Sytuacje, że na całkiem nowoczesnym sprzęcie gra działa całkiem znośnie (30 fps), ale tylko dopóki w zasięgu wzroku nie występuje więcej niż dajmy na to pięciu NPCów jednocześnie, kiedy to następuje pokaz slajdów, są na porządku dziennym. Czekanie kliku minut na wczytanie nowej lokacji też nie należy do rzadkości. Nawet otwarcie głupiego ekwipunku potrafi zaowocować konkretnym lagiem. Lubicie czekać? Ja nie. Skoro już poświęcam czas na granie, to nie po to, żeby kontemplować ekran loadingu albo wsłuchiwać się w melodyjne dźwięki mielonego twardziela. A spróbujcie odpalić na nowym kompie kilkuletnią produkcję. Komfort rozgrywki okaże się nieporównywalny a wrażenia estetyczne nawet, jeśli są nieco gorsze, to tylko przy pierwszym kontakcie - po godzinie gry piksele jakimś magicznym sposobem znikają a my dajemy się wciągnąć bez reszty w alternatywną rzeczywistość.

Czas rozgrywki

Nie od dziś wiadomo, że współczesne produkcje są krótkie. Dawniej czas przejścia gry był liczony w dziesiątkach godzin (zdarzało się, że przekraczał setkę). Dzisiaj zazwyczaj mówi się o kilku. Jakoś tak przyzwyczaiłem się do tego, że odkładam grę na półkę wówczas, gdy mi się znudzi. Nie zaś dlatego, że ją przeszedłem, zanim na dobre się wkręciłem w klimat. A jeszcze żebym chociaż przeszedł. Tymczasem dochodzi jeszcze kwestia znużenia. Jasne jest, że nawet przy identycznej jakości dwóch gier prędzej znudzi nam się ta, w której komfort rozgrywki będzie mniejszy (patrz punkt o wymaganiach sprzętowych). Efekt jest taki, że nową grę odkładam po 2-3 godzinach, podczas gdy od starej nie mogę się oderwać przez wiele dni.

Cena

No i wreszcie w świetle tego, co wyżej napisałem, dlaczego miałbym płacić za nowoczesną grę 100 złotych, skoro za piątą część tej ceny mogę mieć produkcję, która dostarczy mi znacznie więcej zabawy? Nie jestem instytucją charytatywną ani fanbojem jakiegokolwiek wydawcy, żeby sponsorować jego kosztujące dziesiątki milionów dolców kampanie reklamowe, czy też paranoje skutkujące chorymi zabezpieczeniami. Gdyby o te same środki zwiększono budżet samej gry, gdyby poświęcono je na optymalizację, to mógłby rozważyć zakup. Tymczasem ani mi się śni.

Podsumowanie

Pewnie znalazło by się jeszcze parę powodów, dla których kupuję wyłącznie tytuły trącące myszką. Niemniej opisane w niniejszej notce są kluczowe i wystarczające dla uzasadnienia takiego podejścia. Przyjmując oczywiście, że się z nimi zgadzacie ;) Dlaczego zatem ludzie kupują nowe gry? To proste: chcą być na bieżąco, na czasie, znać trendy. Nie ma w tym nic złego ani dziwnego. Jeśli wszyscy wokół gadają o "Dragon Age 2", to jak wyskoczę z "Morrowindem", "Baldurs Gatem", albo - o, zgrozo! - z jakimś "Betrayal at Krondorem", to popatrzą na mnie, jak na raroga i sobie raczej nie pogadamy. Ale ja nie mam już kumpli, z którymi mógłbym rozmawiać o grach. Stąd waga argumentu bycia na bieżąco, grania w to, co wszyscy grają, jest u mnie znikoma i nie ma żadnych szans przeważyć powodów, dla których wolę wydawać pieniądze na starsze tytuły ukazujące się w klasycznych seriach, czy innych wznowieniach. A zabawa przy nich jest przednia!

Zastrzeżenie: Notka dotyczy w zasadzie głównonurtowych produkcji typu AAA w trybie dla jednego gracza. Szczęśliwie rynek gier jest w dzisiejszych czasach bardzo obszerny i istnieje wiele ciekawych alternatyw.

Edycja 1: Z tymi DRMami to taki trochę skrót myślowy. Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych wyraźnie daje mi, jako nabywcy programu komputerowego, prawo do sporządzenia kopii zapasowej (art 23[1] i 75). Natomiast DRMy w połączeniu z innymi przepisami zabraniającymi łamania zabezpieczeń (np. artykułem 118[1] wspomnianej ustawy) to prawo mi odbierają. Jako obywatel czuję się zagubiony, więc żeby uniknąć dylematów interpretacyjnych trzymam się od tego z dala.

Edycja 2: Jeśli piszę gdzieś o starych grach, to mam na myśli takie, które dostępne są znacznie taniej niż nowości i chodzą płynnie na kilkuletnim sprzęcie.

11 komentarzy:

  1. @DRM - popieram wypowiedź w 100%, won mi z tym dziadostwem ;)
    @3D - meh. 3D jest swoistym standardem, ciężko z nim walczyć. Ani w Civ ani HoMM mi nie przeszkadzało
    @wymagania - meh. Nie mam problemów z odpaleniem czego chce na moim 5 letnim kompie (a 5 lat temu też nie był jakąś maszyną z kosmosu - standardowa, dobrze złożona grajmaszynka). OK może z wyjątkiem Wieśka 2 - ale za to nie ma problemów na 2-3 letnim kompie brata a w zamian mam piękną grafę, która tworzy część przeżycia związanego z graniem - mi pasuje taki układ
    @ Czas przejścia - sporo racji ale to też trochę polega na tym, że wiele dawnych gier opierało się na prostych schematach - szukaj klucza przez pół godziny, buduj bazę przez pół godziny, zanoś przedmioty NPCom przez 30 godzin :P. Teraz do gier wciska się więcej akcji - ale i tak nie usprawiedliwia to okrajania ich z każdej strony i wprowadzania DLC.
    @Cena - nie kapuję - kiedyś gry były po 80-100 zł teraz są po 100-120 zł. Takie zjawisko nazywa się inflacją. Jeśli chodzi Ci o to, że lepiej sięgnąć po klasyka za 20 zł zamiast nowość za 100 - zgadzam się ale na zasadzie, że wolę czekać aż nowość stanieje i wyjdzie w wersji Gold - z wszystkimi płatnymi DLC, za które osobno nie opłaca się płacić (jak ja nienawidzę tych przebrzydłych DLC ;] Chyba że damowych). Powiem tak: dla mnie Dragon Age to wciąż w miarę świeży tytuł a że można go dostać za niewiele więcej niż starsze gry (np. Morrowind albo Oblivion w którego wciąż nie grałem) to wolę kupić właśnie DA.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za rzeczowe uwagi. W gruncie rzeczy to często kwestia podejścia i oczekiwań. W niektórych miejscach mamy podobne, w innych nie.

    Odnośnie wymagań. Piszesz, że nawet w nowego Wiedźmaka dajesz radę pograć (chociaż przyznajesz, że nie u siebie, lecz u brata). Ale chyba nie powiesz mi, że lokacje, czy sejwy wczytują się w mgnieniu oka? A mi się właśnie o takie drobiazgi rozchodzi. Jestem cholerykiem i szlag mnie trafia jak muszę ponownie czekać na załadowanie lokacji, z której sekundę temu wyszedłem, ale zapomniałem czegoś tam zrobić i chcę wrócić.

    To, co napisałeś odnośnie czasu przejścia, konkretnie chodzi mi o te "proste schematy", to z autopsji, czy ze słyszenia? Bo prawdę mówiąc to brzmi jak jakaś herezja. ;) Ogólnie mówi się raczej dokładnie na odwrót - że to dzisiejsze gry są upraszczane po to, żeby poszerzyć krąg potencjalnych odbiorców. Nie chcę jakoś specjalnie rozwijać tematu, czy wchodzić w dyskusję, bo jestem skłonny nawet zgodzić się, że to też jest nieprawda i że pod względem złożoności kiedyś robiono gry w ani węższym, ani szerszym spektrum, niż dzisiaj.

    Co do ceny, to właśnie chodzi mi o to, że lepiej poczekać z zakupem, aż gra będzie dostępna tanio (czyli de facto zestarzeje się), bo z reguły do tego czasu pewnie będę dysponował sprzętem umożliwiającym komfortowe granie. Czyli korzyść podwójna: taniej i lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo, bardzo przyjemny wpis.

    Nie zmienia to jednak faktu, że Wiedźmin 2 jest całkiem spoko grą. Jest długi, wcale innowacyjny pod względem fabularnym. Ma masę wad, ale da się je przeboleć. Jest przy tym przecież całkiem tania. Nie to, co Neverhood, który dwa lata po premierze kosztował w sklepach branżowych 250 pln (sic!)

    Zaś po Wiedźminie 2 sięgnąłem po starocia z roku 2000 - Evil Islands - i przyznam, że była to jedna z najgorszych gier, jakie kiedykolwiek przeszedłem. Mimo, że w swoim czasie zbierała oceny 9+/10, 6/6, 5+/6, 96%, celujący! itp. Nie zawsze warto zaufać dawnym opiniom i czasem można się mocno pośliznąć.

    Natomiast potem zagrałem w nowe części King's Bounty (Wojownicza Księżniczka i późniejsze) i ta gra ŚMIGA jak nie wiem. Nigdy mi nie wyskoczyła do Windowsa, nie wieszała się, mimo godzin gry była płynna. Jak się chce, to można. Ale cóż - gra jest, choć przyjemna, ciekawa, to też głupia jak but i pokrzywdzona 3D z dokładnie tych powodów, które wymieniłeś.

    OdpowiedzUsuń
  4. @czas rozgrywki - czy nie popadamy tu w pułapkę relatywizmu po raz kolejny? Mi też wydawało się swego czasu, że kiedyś gry były "dłuższe", ale tak niestety nie jest - w każdym razie w kwestii naprawdę starych gier. Nie chodzi mi o Baldura czy Diablo, ale o Prince of Persia, Another Worlda, Hand of Fate czy Ishary.
    Każda z tych gier była do przejścia w ciągu jednego dnia! W Ishara 1 grałem będąc małym brzdącem wraz z kolegą, posiłkowaliśmy się jakimś artykułem z top secretu, bo żaden z nas nie znał angielskiego. W efekcie przez ponad miesiąc nie ukończyliśmy nawet 30% gry, ale przez ten czas żyliśmy nią.

    Ostatnio kupiłem trylogię Ishar na GOGu. Po przejrzeniu instrukcji odpaliłem grę i szybko zdałem sobie sprawę, że gdybym się zawziął skończyłbym ją w jeden wieczór. Co więcej - same gry często miały ograniczenia czasowe (PoP - 60 min) lub utrudniały powrót do rozgrywki (by zrobić save'a w Isharze trzeba było zapłacić 1000 sztuk złota).

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz, "Morrowind" jest do przejścia w bodaj niecałe 7 minut, bez żadnych przeróbek, czy cheatów - widziałem film. Co nie zmienia faktu, że spędziłem przy nim pewnie ze dwie setki godzin. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiele gier można ukończyć w parę minut, przykładów jest o wiele więcej (głównie na http://speeddemosarchive.com), ale się nie o speed runy rozchodzi.

    Weźmy np. Fallouta 3, którego ostatnio sporo męczę, główny wątek fabularny można przejść bardzo szybko. W efekcie można by tą grę przejść w parę godzin, a ja siedzę przy niej już ok 100 godzin na aktualnej postaci. Dlaczego? Bo dla mnie gra ta ma wciągający jak bagno klimat. Chcę zwiedzić wszystkie miejsca, wykonać poboczne questy, odkryć wszystkie ciekawostki, zebrać trofea, unikalne bronie, "wykoksić" postać, itp. Niuanse, które opisujesz (odnośnie czekania na różne akcje) tu nie występują, co mi się bardzo podoba - save/load, czy zmiana lokacji są szybkie, nawet na leciwym sprzęcie. Poza tym mam sentyment do tej serii i figurkę Vault Boya na biurku...

    Oczywiście takie zwiedzanie świata w niektórych grach jest niemożliwe, na ogół chodzi o gry FPS, gdzie prze się do przodu (bo nigdzie indziej się nie da) i grę kończy się w jeden wieczór, ale taka jest specyfika tych gier. Rekompensują one to trybem multiplayer, którego w grach RPG nie ma.

    Pod uwagę trzeba jeszcze wziąć konkurencję. Kiedyś było jej mniej, ciekawych tytułów nie było aż tak wiele i nie wychodziły zbyt często, czy też ciężej było je dostać. Dlatego tłukło się w te lepsze pozycje non-stop (bo nie było w co innego grać). Teraz w grach można przebierać, co chwila jakaś nowa się pojawia. Do tego są gry MMO, które przyciągają graczy jak magnes.

    @Yarghuzzz - ach Ishar... grałem w 2jkę na Amidze, siedziałem nocami i rysowałem mapy wysp :) Niestety na końcu dopadł mnie jakiś bug i nie mogłem gry ukończyć :(. W 2 nie trzeba było za save płacić (w 3jce chyba też nie, a w 1 nie grałem).

    OdpowiedzUsuń
  7. Można znaleźć wiele ciekawych tytułów w nowych grach, jednak to do klasyków najczęściej wracam :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Treść usuniętej niezamówionej reklamy:
      "Ja właśnie gram w nowe gry i moim zdaniem są świetne tytuły do których nie można się przyczepić. Niedawno również na stronie (...) zapisałem się na listę, gdyż ma się pojawić niedługo (...) więc czekam na tą konsolę."

      Usuń