Strona główna

piątek, 14 października 2011

[Bajki#02] Kopciuszek

Dawno, dawno temu w pewnym miasteczku mieszkała piękna dziewczyna. Jej życie było smutne, ponieważ po śmierci matki ojciec ożenił się powtórnie z pewną złośliwą i okrutną wdową, która sama miała dwie córki, nieustępujące w nikczemności. Te trzy babsztyle w krótkim czasie obrzydziły chłopu życie do tego stopnia, że wziął i umarł. Po tym nieszczęściu los dziewczyny, nazywanej przez macochę i jej córki Kopciuszkiem (na potrzeby bajki przyjmiemy takie ciepło brzmiące określenie - w rzeczywistości mówiono o niej kocmołuch, szmata, wywłoka a nawet mniej pochlebnie), jeszcze się pogorszył. Macocha i przybrane siostry wysługiwały się Kopciuszkiem, traktując go (/ją?) jak pomoc domową, czy wręcz niewolnicę.

Wszystko miało się odmienić po tym, jak ogłoszono, że następca tronu, młody i przystojny Królewicz, szuka żony. Okazją do znalezienia tej jedynej miał być bal w pałacu, na który zaproszono wszystkie piękne dziewczyny z całego królestwa. Córki macochy oczywiście miały zamiar uderzyć w konkury i były pewne swego. Kopciuszek byłby został w domu, bo ani nie miał się w co ubrać, ani czym pojechać do pałacu. A nawet gdyby, to macocha nie puściłaby na bal dziewczyny mogącej stanowić konkurencję dla jej córek.

Szczęśliwie dla Kopciuszka okazało się, że jej matką chrzestną jest dobra wróżka, która zjawiła się w porę i poczarowała. Stare łachy zamieniła w piękną suknię, drewniane chodaki w pantofelki z jagnięcej skóry, dynię w karocę, myszki w rumaki pociągowe. Niestety nie bardzo było kogo zamienić w stangreta (wykorzystanie do tego celu kota w sytuacji, gdy rumaki były myszami, mogło by spowodować pewne komplikacje), ale akurat Kopciuszek umiała powozić. Wprawdzie fakt, że dziewczyna zeskoczyła z dyszla zamiast wyjść z karocy, w ogólnym odczuciu zepsuł nieco entrance, ale na Królewiczu zrobiło to wrażenie, bo mile wspominał kilka przygodnych romansów z dziewuchami z gminu.

Później było już tylko lepiej - w ciągu kilku godzin balu Kopciuszek zdołał rozkochać w sobie królewicza na zabój. Czas płynął jednak nieubłaganie, a czary miały działać tylko do północy. Gdy zegar nabierał oddechu, by wybić dwunastą, Kopciuszek wybiegł w pośpiechu z pałacu, gubiąc przy tym jeden pantofelek, chwycił lejce i pognał rumaki z karocą do domu. Nagle czary przestały działać. Karoca zmieniła się z powrotem w dynię (jakie szczęście, że Kopciuszek nie siedział w środku, tylko na dyszlu) a rumaki w myszy. Jako że w tym momencie dziewczyna jechała dość szybko, toteż z impetem wylądowała w kałuży, wybijając sobie o przydrożny kamień dwie jedynki. Galopujący w pościgu Królewicz minął utytłaną w błocie, zakrwawioną, złorzeczącą pod nosem żebraczkę w łachmanach, ledwo na nią spojrzawszy.

Minęło dni kilka, życie toczyło się zwykłym trybem. Z tą różnicą, że Kopciuszek nauczył się gryźć bokiem a ponadto cały czas chodził w jednym chodaku (macocha poskąpiła pieniędzy na nową parę). Potem wydarzyły się dwie rzeczy: jedna to taka, że w bosą stopę weszły drzazgi i bardzo spuchła a druga to taka, że w odwiedziny przyszedł Królewicz, który wciąż szukał owej tajemniczej piękności, która tak nagle zniknęła z balu.

Nie wiedzieć czemu, pantofel zgubiony przez Kopciuszka nie odmienił się w chodaka. Dlatego Królewicz w poszukiwaniach swojej lubej używał go do tego celu, przymierzając na stopy wszystkich młodych dziewcząt, które napotkał. Także Kopciuszka, którego opuchnięta stopa nie zmieściła się jednak w pantofelku. Dziewczyna przezornie udawała zawstydzoną i jak najmniej mówiła, żeby nie pokazywać dziury po zębach a jak już musiała coś powiedzieć, to niby przypadkiem zasłaniała wachlarzem usta. Mimo wszystko Królewicz rozpoznał w niej piękność z balu. Od tego czasu bywał częstym gościem w domu Kopciuszka i łożył na leczenie chorej stopy.

Jednak jak pech, to pech. Mimo leczenia w stopę wdała się gangrena i trzeba było amputować. Ponadto dziury w zębach nie udało się długo ukrywać. Królewicz dzielnie odwiedzał Kopciuszka, jednak coraz więcej czasu spędzał z jedną z córek macochy - fakt posiadania przez nią obu stóp i kompletu przednich zębów a także innych przymiotów, którymi nader chętnie się dzieliła z Królewiczem, dawał jej zdecydowaną przewagę nad Kopciuszkiem. Niedługo potem chcąc, niechcąc, Królewicz i córka macochy musieli pospiesznie wziąć ślub a Kopciuszek został na lodzie (żeby nie powiedzieć w głębokiej d... dziurze). Samo życie.

niedziela, 9 października 2011

101 imion zła

Wpis powstał z okazji 21 edycji Karnawału Blogowego i pierwotnie opublikowany był w serwisie Poltergeist.

Oto zestaw tłumaczeń słowa "zło" na wybrane języki obce. Zapis jest albo dosłowny, albo fonetyczny - tak, jak usłyszałem. Źródłem tłumaczeń i wymówień jest Tłumacz Google. Lista może posłużyć, jako inspiracja do wymyślania imion lub nazw mówiących dla podmiotów o złej proweniencji.

  • afrikaans, holenderski - kwaad
  • albański - e keqe
  • angielski - evil
  • arabski - deszaar
  • azerski - pis
  • baskijski - gaiztoak
  • chiński - sięna
  • duński - onde
  • estoński, fiński - paha
  • filipiński - masama
  • francuski, galicyjski - mal
  • grecki - kako
  • gruziński - boroteba
  • hindi - burai
  • hiszpański - el mal
  • indonezyjski - jahat
  • irlandzki - olc
  • islandzki - vondur
  • japoński - waru
  • koreański - ag
  • litewski - blogis
  • łacina - malum
  • łotewski - iaunums
  • niemiecki - bose
  • norweski - onde
  • ormiański - szaar
  • rumuński - raeu
  • suahili - mabaya
  • szwedzki - ont
  • tajski - chaw ray
  • turecki - kete
  • walijski - drwg
  • węgierski - gonosz
  • wietnamski - ác
  • włoski - male
  • hebrajski - xul
  • perski - badi

Zachęcam do podrzucania własnych propozycji.

niedziela, 2 października 2011

[ED#04] Do czcigodnego Kratosa, pięści rodu Gerthor

Posiadłość Uleka, 28/1 3329 TE

Do rąk własnych czcigodnego Kratosa,
pięści rodu Gerthor

W sprawie masakry w kopalni
przybycie zabójców

Krótka wizyta we wiosce przy kopalni rodu Iftel nie przyniosła ciekawych odkryć, poza potwierdzeniem faktu, że w kopalni praca wre. Zmierzchało już, kiedy wracaliśmy do naszej wioski z zamiarem spotkania się tam z Ulsą i ewentualnego zakończenia misji.

Ów jednak, jak się okazało, nie dojechał do portu. Kiedy był w drodze, pięciu podróżujących konno mężczyzn minęło go, kierując się w stronę naszej wioski. Z uwagi na to, że wypatrzył na jednym z koni symbol rodu Iftel, zdecydował się ich wyprzedzić. Po powrocie do wioski od strony lasu, wyprowadził z niej Usato i chłopaka, który przeżył masakrę i który najprawdopodobniej był celem przybyszów.

Sam Ulsa ukrył się nieopodal wioski i obserwował, co się dalej działo. Wkrótce, ostrzeżeni przez Usato, nie wjechaliśmy otwarcie do wioski, lecz dołączyliśmy do czatującego Ulsy. Tymczasem zbrojni bez ceregieli wyrżnęli garnizon i zabrali się za przeszukiwanie wioski, wyrzucając ludzi z chat. Zważywszy, że w naszej ocenie nie mieliśmy szans w bezpośrednim starciu z nimi, a ponadto nie mieliśmy pewności, czy otwarte przeciwstawienie się ludziom Iftel leży w interesie naszego rodu, toteż nie zdecydowaliśmy się na konfrontację.

Zamiast tego uprowadziliśmy pozostawionego przy koniach człowieka, razem ze zwierzętami. Po tym Nilay, Usato i ja wyruszyliśmy (zabierając ze sobą konie, świadka masakry - wciąż brak kontaktu - i uprowadzonego) w kierunku rzecznego portu, zaś Ulsa pozostał, by śledzić dalsze poczynania zbrojnych. To pozwoliło mu odkryć, że przywódca oddziału po tym, jak zorientował się, że nie znajdzie tego, czego szukał, zamordował swoich ludzi, wziął konia z wioski rodu Iftel i zniknął.

My tymczasem przesłuchaliśmy jeńca, który zeznał, że szukali "jakiegoś chłopaka" i nic więcej nie wie, bo jest tylko najemnikiem, jak i pozostali, najęci przez dowodzącego nimi człowieka o imieniu Mitt. Daliśmy temu wiarę i zostawiliśmy go przywiązanego do drzewa tak, by mógł się sam uwolnić.

Po jakimś czasie puściliśmy wolno skradzione konie. W porcie potwierdziliśmy nasilone spływy barek i zostawiliśmy konia dla Ulsy. Po tym udaliśmy się z powrotem w kierunku Miasta, zatrzymując się w gospodarstwie Uleka, gdzie czekaliśmy aż Ulsa do nas dołączy.

Z wyrazami szacunku,
Grun, posłaniec


Siedziba rodu Gerthor, 28/3 3329 TE

Do rąk własnych czcigodnego Kratosa,
pięści rodu Gerthor

W sprawie masakry w kopalni
uzupełnienie raportu

Nilay obserwował posiadłość rodu Iftel i szczęśliwym trafem zauważył, jak wynoszono stamtąd kajdany na cztery kończyny i szyję, na oko pasujące rozmiarami do istoty mającej stopę o długości ludzkiego kroku (takich rozmiarów ślad znaleźliśmy przy kopalni).

Z wyrazami szacunku,
Grun, posłaniec