Strona główna

czwartek, 10 listopada 2011

Spchlone Skaveny

Obżarstwo

Słoń azjatycki zjada dziennie około 135 kilogramów trawy, liści i korzeni. Żyrafa zjada dziennie kilkadziesiąt kilogramów karmy. Dorosły bawół je około dwudziestu kilogramów: otrąb, marchwi, buraków, siana. Wszystkie te zwierzaki właściwie nic innego nie robią przez dzień cały oprócz mielenia mordą. To tak tylko, żeby wyrobić pogląd na czasochłonność tej czynności. Teraz mięsożercy. Jeden tygrys w zoo zjada 10 kg wołowiny na dzień przy przeszło 300 masy ciała. Dzienne zapotrzebowanie pokarmowe dorosłego samca lwa żyjącego na wolności sięga 7 kg. W krajach zachodnich statystycznie każdy człowiek zjada rocznie tonę pożywienia, co daje niecałe 3 kg dniówki. Skaven zjada dziennie tyle, ile sam waży, czyli dajmy na to 80 kilogramów. ... ... ... Cooo?! Mam rozumieć, że Skaven zjada dziennie dwadzieścia, trzydzieści razy tyle, co człowiek?! W takim razie cały dzień nic innego nie robi, bo nie ma na to czasu. Zaraz, zaraz, skoro nie ma czasu na nic innego, to kiedy zdobywa pokarm? Kiedy knuje przeciwko ludzkości i innym skavenom?

Dygresja

Przed wielu laty, w pięknych czasach pierdycji, moja postać napotkała grupę skavenów na drodze do klasztoru La Maisontaal (i tutaj mały retrokonkurs: kto przypomni, co to była za przygoda?). Ta tajemnicza rasa wzbudziła wówczas we mnie fascynację i aż do dzisiaj mam do nich słabość. Pamiętam, że potraktowałem to spotkanie jako szansę nawiązania przyjaznych stosunków ze szczuroludźmi. Nie wiedziałem, że są to istoty z gruntu złe - zdawało mi się, że niezbyt poprawne relacje między nami to tylko kwestia jakichś zaszłości, których źródłem były nic nie znaczące nieporozumienia. Ostatnio (a jest to bardzo długie ostatnio) nie grywam w Warhammera, ale dowiedziawszy się o istnieniu dwóch ciekawych dodatków traktujących o szczuroludziach do nowszych edycji, a także powieści, postanowiłem nabyć je drogą kupna. To, co mnie uderzyło, to o wiele lepsza jakość wydania niż drzewiej bywało - twarde okładki, szyte grzbiety, pełny kolor (mowa o dodatkach, bo powieść to typowy nakibelnik). Treść też niczego sobie, ALE. Zarówno przykład z żarłocznością, jak i dalsze kwiatki pochodzą z "Dzieci Rogatego Szczura", przewodnika po rasie skavenów.

Spchlenie

Z przewodnika można się dowiedzieć, że skaveny poruszają się skokami. Co więcej, są w stanie skakać na wysokość pięciokrotnie przewyższającą człowieka. Przy założeniu 1,75 cm wzrostu to daje... 8,75 metra! Drugie, trzecie piętro? Jak pchły, normalnie. Ręka do góry, kto na to zwrócił uwagę, kto o tym pamięta i rzetelnie stosuje na sesjach. Ręka do góry, kto gdzieś, kiedyś w jakieś przygodzie, opowiadaniu, dodatku zauważył odniesienia do tejże niesamowitej cechy skavenów. Załóżmy, że jednak tak właśnie robią, mimo że nikt o tym nie wie, poza durniem który to napisał w przewodniku. Jakie byłyby implikacje tegoż? Wyobraźmy sobie atak z zaskoczenia, który nie musi się zakończyć cichą śmiercią. Jakie są sposoby odparcia ataku polegającego na tym, że z wysokości dajmy na to 6 metrów (odejmijmy wysokość człowieka i jeszcze trochę, bo może skaven nie miał miejsca na pełen rozbieg) spada nam na głowę dajmy na to 80 kilogramów żywej, wściekłej wagi? Przy tej założonej wysokości i masie szczuroczłek będzie miał prędkość końcową jakieś 40 km/h. Kto pamięta lekcje fizyki i policzy siłę uderzenia porównując do uderzenia pięścią? Dodajmy do tego bonusowo wyprowadzony cios (np. gwałtowny wyprost nóg) oraz fakt, że z przeciwnej strony jest uparta ziemia, i nie ma zmiłuj. Z naszego bohatera zostaje mokra plama. A jeśli stał akuracik na twardej powierzchni (np. bruku), to trzeba będzie zakasać rękawy i zdrapać resztki brzytwą. Jeszcze ktoś chętny do bliskiego spotkania z przedstawicielami tej uberanckiej rasy?

Rozpasanie

Samice skavenów według autorów "Dzieci Rogatego Szczura" rodzą około stu młodych rocznie. Jednak stosunek samic do samców wynosi 1:10, więc dawałoby to dziesięciokrotny wzrost populacji w ciągu roku. Ale niech będzie, weźmy pod uwagę wysoką śmiertelność. Przyjmijmy, że ze względu na nieustanne waśnie, niskie świadczenia zdrowotne i kiepskie warunki bytowania, ledwie jeden z dziesięciu skavenów dożywa starszego wieku. Nadal daje to dwukrotny wzrost populacji w ciągu pierwszego roku (czyli coś, na co ludzkość w okresie zaczynającym się od końca średniowiecza, potrzebowała 300 lat). Po 10 latach mamy ciekawe zjawisko: skavenów jest 11 razy więcej niż w punkcie wyjścia, z czego 10 na 11 to osobnicy w wieku poniżej 10 lat. Przypomnijmy, że samic jest 10 razy mniej niż samców, co znaczy, że obecnie na każdą samicę przypada setka młodych. Chyba, że tymi oderwanymi od piersi zajmują się samce (nadal przypada kilku na jednego). Widział ktoś gdzieś kiedyś stada skaveńskich bachorów pętające się za oddziałem szturmowym? Jak dorośli są w stanie wyżywić taką ilość szczurkoludków? Czy wymiona skaveńskich samic mają cudowną właściwość niewyczerpywalności? Skąd wziąć mięso do karmienia tych starszych (przypomnijmy, każdy zjada dziennie tyle, ile sam waży). Czy ktoś dostrzega jakikolwiek sens w tym wszystkim? Może popełniłem gdzieś błąd w obliczeniach, nie uwzględniłem czegoś mocno wpływającego na wyniki?

Czepiam się?

I niech nikt mi nie mówi, że się czepiam, że te duby smalone są efektem narracji przyjętej w dodatku, mianowicie stylizacji na notatki badaczy, którzy przecież czasem mogą się mylić. Ja po prostu w to nie wierzę. Wywróciłoby to do góry nogami ideę kanoniczności, której źródłem są materiały oficjalne, skoro wiele informacji można by podważyć stwierdzeniem: "to nie jest prawda, tutaj badacz z pewnością się mylił". Czy nie można było napisać po prostu: "skaveny mnożą się, jak króliki, ale tylko niewielu z nich dożywa wieku produkcyjnego"? Okazuje się, że nie - lepiej było zapchać podręcznik informacjami idiotycznymi, nieprzydatnymi i prowokującymi niepotrzebne tarcia na linii MG - gracze ("Ale jak to?! Przecież na stronach fafnastej i fiździesiątej wyraźnie napisano, że..."). Czepiam się, czy nie czepiam - wpis zdaje się pasować do 26 edycji Karnawału Blogowego. A jeśli jednak się czepiam, to notkę można potraktować jako swoistą egzemplifikację tematu. I też dobrze. ;)

P.S. Niestety podczas lektury tego, mimo wszystko, niezłego dodatku nie zanotowałem sobie numerów stron, na których te kwiatki występują i teraz ciężko mi je wszystkie znaleźć w celu potwierdzenia, że mi się to nie przyśniło. Jakby ktoś przypadkiem natrafił, to prośba o podrzucenie namiarów.

wtorek, 8 listopada 2011

Nie mam tego w scenariuszu oraz dlaczego skaveni skaczą jak pchły

W ramach 26 edycji Karnawału Blogowego odświeżam (i ubogacam o spostrzeżenia wyniesione z komentarzy) wpis popełniony niegdyś na Poltku, a także poruszam jakże wdzięczną, szeroką i zawsze chętnie dyskutowaną kwestię idiotyzmów w settingach do gier fabularnych.

Jak to drzewiej bywało

Przed laty, podczas pewnej sesji, padła następująca wymiana zdań:

- Nie możecie tego zrobić.
- Dlaczego?
- Bo nie ma tego w scenariuszu.

Z tego, co pamiętam, graliśmy w uproszczoną wersję MERPa, pt. "Władca Pierścieni - Gra Przygodowa". Przygoda toczyła się na kanwie scenariusza z podręcznika albo MIMa. W każdym razie był to gotowiec. W ogólności rozchodziło się o to, że w pewnej typowej śródziemiowej wiosce trzódka owiec została w nocy uszczuplona o kilka sztuk. Osoba, którą oskarżono o kradzież, została osadzona w prowizorycznym areszcie. Niemniej żadnych dowodów jej winy nie było - ot, zwykłe pomówienia, czy uprzedzenia. Naszym zadaniem było doprowadzić do uwolnienia oskarżonego.

Wpadł mi do głowy pomysł, który opisałem współgraczom i mistrzowi. Otóż nie uśmiechało mi się wykradanie/odbijanie typa z aresztu, bo nie chciałem bezpośrednio występować przeciwko służbom porządkowym. Wymyśliłem więc, że w nocy uprowadzimy jedną, czy dwie owce i ukryjemy je gdzieś w lesie. Można było przypuszczać, że wobec tak silnej przesłanki, że siedzący w areszcie nie ma z tym nic wspólnego, delikwent zostanie wypuszczony. Przypuszczalnie, mając wobec nas dług wdzięczności, chętnie pomoże nam znaleźć prawdziwych złodziei a gdy to nastąpi, będzie można zwrócić porwane przez nas owce lub - w przypadku, gdyby nie dożyły do tego czasu - dopisać je na konto prawdziwych rabusiów.

To było niesamowite (bynajmniej nie w pozytywnym sensie - dopisek specjalnie dla paralaktycznego ;) doświadczenie usłyszeć, że nie możemy tego zrobić, bo scenariusz nie przewiduje takiego rozwiązania! Poczułem się, jakbym grał w grę komputerową albo planszową, a nie fabularną. Próbowałem podpytać, czy może coś z moim pomysłem jest nie tak i dlatego mistrz gry woli nas od niego odwieść. Ale nie - jest w porządku. Po prostu w scenariuszu opisano inne rozwiązanie.

To ja idę za nimi

Zabiło mi to wszelką radość z gry. Bezpowrotnie. Dograłem jakoś do końca, nie podejmując żadnych inicjatyw w obawie, że ich też nie ma w scenariuszu. Jasne, to był początkujący MG i do tego młody wówczas człowiek. Nie jest moim celem pastwić się tutaj nad jego błędem. Ja tylko chcę przestrzec innych niedoświadczonych prowadzących: nie idźcie tą drogą! Gracze Cię zaskoczyli? Poproś ich o pięć, dziesięć minut czasu. Ogłoś przerwę na fajka, rozprostowanie kości, czy co tam kto preferuje. I wówczas zastanów się spokojnie, jak ich działania umiejscowić w scenariuszu. A jeśli już koniecznie chcesz się bawić w taki sposób, że gracze mają iść po sznurku, to upewnij się zawczasu, że ich też to kręci.

Walić prosto z mostu, czy mataczyć?

Paralaktyczny zauważył, że "lepszy taki wariant, gdy MG otwarcie przedstawia swój pogląd szukając zrozumienia (czy też porozumienia) graczy - niż gdy MG stwierdza, iż owce przeniesiono do pobliskiej fortecy i przydzielono każdej indywidualnego strażnika". To też jest prawda, chociaż trzeba przyznać, że czasem dobry wykręt pozostawia przynajmniej iluzję swobody działania, podczas gdy postawienie sprawy jasno jest jak ta pigułka w Matriksie, po której szokowo zyskujemy świadomość swojej niewoli. Wszystko zależy i tutaj też warto wyczuć graczy, co lepiej zniosą, jak już koniecznie musimy ich od czegoś odwieść, lub do czegoś nakłonić.

Prewencja

A gdy dobrze znasz i "wyczuwasz" swoich graczy, to korzystaj z tego już na etapie przygotowań do sesji. Zidentyfikuj newralgiczne punkty scenariusza i przygotuj się - chociażby tylko psychicznie - na różne możliwości rozwoju sytuacji. Oczywiście nie raz i nie dwa diabli wezmą twoje przemyślenia, ale i tak będziesz miał większe pole manewru.

O to nie chodzi

Podkreślę jeszcze, że nie mówimy tutaj o sytuacjach, kiedy gracze chcą coś zrobić całkiem "od czapy", albo po prostu sesja poszła w zupełnie innym kierunku niż prowadzący zaplanował i teraz musiałby od zera wszystko zaimprowizować. W pierwszym przypadku chodzi o poczynania, które albo nijak się mają do charakteru i celów postaci, albo są idiotyczne z punktu widzenia logiki świata przedstawionego. Tutaj prowadzący ma pełne prawo wybić to graczom z głowy w taki sposób, jaki uzna za skuteczny i stosowny. Drugi przypadek to sandbox, z którego postacie z takich, czy innych powodów wylazły. Cóż, zdarza się. Trudno graczy za to winić, ale też nie ma co wypruwać sobie żył próbując w locie generować kolejne lokacje, jeśli się nie czuje na siłach.

Dobra, kończy mi się czas. O skavenach skaczących, jak pchły będzie innym razem. Tymczasem bądźcie czujni - ściany mają wąsy.